Raz na jakiś czas w moim domu urządzamy leniwą niedzielę. Szwendamy się w piżamach do południa, przeciągamy się na łóżku i urządzamy bitwę na poduszki dzieci kontra rodzice. A gdy już nam się to znudzi, każdy spędza czas tak jak lubi. Dzieci idą do swojego pokoju się bawić, tata zasiada w fotelu z tabletem w dłoni, a ja rozkładam się na kanapie i oddaję się lekturze.
Uwielbiam czytać, ale ciągle brakuje mi na to czasu. Wiele osób mogłoby powiedzieć, przecież czytać możesz wszędzie, no i po części to prawda. Książkę zabieram ze sobą wszędzie, ale niestety nie wszędzie jestem w stanie się na niej skupić, będąc na placu zbaw muszę co chwilkę zerkać co robią dzieciaki, jadąc autobusem co chwilę odrywam się od książki głośnymi rozmowami pasażerów. Tak więc jeśli mamy leniwą niedzielę od razu z niej korzystam nadrabiając książkowe zaległości.
Ostatnio w moje ręce trafiła książką Wioletty Leśków-Cyrulik „Sezon zamkniętych serc” i nie był to przypadek. Wiola jest jedną z osób które mają „coś” wspólnego z Przygodami kreta Filipa. A mianowicie jest korektorką naszych bajek. Współpraca z Wiolą to ogromna przyjemność, niezwykle ciepła i konkretna kobieta, możecie poznać ją bliżej czytając jej blog My Slow Nice Life.
Wracając jednak do mojej leniwej niedzieli i czytania książek, muszę wam to napisać. Śmigajcie do księgarni po „Sezon zamkniętych serc”! Po przeczytaniu książki napisałam do Wioli, czy zamierza napisać kolejną jej część- to chyba świadczy o tym, że książka jest naprawdę dobra.
Opowieść nie jest tak oczywista jak mówi tytuł, kryje się w niej tajemnica, miłość, podróże i strach. To historia kobiety która boi się zaufać drugiemu człowiekowi, którą paraliżuje strach przed nieznanym, ale mimo wszystko podejmuje próby.
To opowieść o niezwykłej przyjaźni o skomplikowanej miłości i zawiedzionym zaufaniu. W książce tak jak w życiu nic nie jest czarne albo białe, musimy przez chwilę stać się bohaterką aby zrozumieć jej wybory. W książce znajdziemy piękne opisy Norwegii, a także świetnie opisanych bohaterów drugiego planu, którzy uzupełniają tą niebanalną historię.
Nie będę wam streszczać książki, ale zachęcam was do lektury, bo naprawdę warto. A wakacje to taki czas, gdzie możemy oddać się właśnie takim leniwym niedzielom, zresztą po co czekać do niedzieli, każdy dzień jest dobry na taka lekturę.
13 komentarzy
Jejku, już nie pamiętam takiej niedzieli, kiedy do południa chodziłam w piżamie :) Ciągle „coś” jest w planach i często nawet w niedzielę się spieszymy, właśnie przez takie poranne rozleniwienie. I ciągle sobie powtarzam, że „następny weekend będzie inny”, ale nie zawsze się udaje.. A to w planach czyjeś urodziny, na które nie wypada się spóźnić, a to kupione już bilety do kina i też trzeba być „na czas”… Najbliższego weekendu też nie uda nam się spędzić „w piżamach”, bo plany wyjazdowe mamy i na sobotę i na niedzielę, ale może za 2 tygodnie…. ;) Pozdrawiamy!
My też ciągle gdzieś gonimy, ale czasami potrzebujemy czasu tylko dla siebie. Zwalniamy tępo i nie ma nas dla nikogo, to niezwykle ważne również dla dzieci.
Leniwe niedziele u nas wprawdzie nie istnieją, by zwykle już od szóstej rano jesteśmy na nogach, a od ósmej – na rowerach albo jakimś spacerze – niemniej jednak sama książka bardzo mnie zaciekawiła i możliwe, że sięgnę po nią w wolnej chwili :)
My też mamy aktywne niedziele, ale uwielbiam ten czas kiedy mogę się zatrzymać.
Uwielbiam leniwe niedziele! Jak to dobrze biegać w piżamce do późnego południa. Noe czytałam książki, ale muszę nadrobić zaległości. :)
Zaciekawiłąś mnie tą książką, cudowne foty
Dziękuję zapraszam do lektury.
Też czekam na drugą część. Świetne zdjęcia!
Dziękuję :) Mam nadzieję, że autorka tworzy kolejne dzieło.
Zazdroszczę Wam tych leniwych niedziel, ja się nie umiem zrelaksować, ciągle mnie coś goni…
Piękne zdjęcia!
Ja też ciągle biegam i nie mam na nic czasu, ale stworzyliśmy rodzinny rytuał gdzie możemy totalnie się wyluzować. Taki czas jest potrzebny nam wszystkim :)
Czułam, ze to książka dla mnie i się nie pomyliłam :) Juz zapisuję na swoją listę :)
Cieszę się bardzo :*