Mikołajki to „rzut beretem” od naszej wakacyjnej przystani w Chrosiówce, a że lubimy wszędzie się szwendać, to moment i byliśmy w Mikołajkach. Tam poszliśmy prosto nad przystań obejrzeć jachty, żaglówki i motorówki. Zosia jednak zachwycona była kaczkami i łabędziami. Z daleka krzaczyła „kaka”, tak więc zmuszeni byliśmy dłuższą chwilę podziwiać kaczki i łabędzie.
Potem udaliśmy się na małe co nieco. Zwabieni widokiem placu zabaw w restauracji wybraliśmy miejsce Lady Mary i nie polecam tego miejsca.
Zamówiliśmy rosół, burgera, pierogi oraz pierś z kurczaka faszerowaną szpinakiem. I nic z tych dań nie przypomniało ani w smaku ani w wyglądzie to co zamówiliśmy.
Rosół- była to po prostu woda z pietruszką, burger- bułka z kotletem maźnięta keczupem, kurczak miał wielką zieloną paćkę na górze posypany śmierdzącym żółtym serem. Jedynie pierogi by się obroniły gdyby nie to, że oblano je zimnym tłuszczem. Bardzo żałuję, że nie zrobiłam zdjęć jedzenia, ale byłam tak zniesmaczona tym co dostaliśmy, że musiałam głośno o tym powiedzieć kelnerce, gdyż nie było ani managera ani właściciela.
Jednak kelnerka wzruszyła ramionami i powiedziała „rozumiem”. Cóż zapłaciliśmy rachunek, zabraliśmy dzieci i nigdy więcej się tam nie zatrzymamy. Szkoda, że dla właściciela liczy się chwilowy zysk, a nie powracający i polecający konsument.
Po nieudanym posiłku udaliśmy się na fantastyczny plac zabaw w centrum miasta.